Strona główna Wywiady Wywiad z właścielką Dom Mokoszy

Wywiad z właścielką Dom Mokoszy

 

Mam do wykonania pracę, ale kompletnie nic nie przychodzi mi do głowy. Nie mam natchnienia. Opuściła mnie wena. Brzmi znajomo? Każdy twórca, od czasu do czasu, doświadcza niemocy. Co można wtedy zrobić? Nic, samo przejdzie? Pójść na spacer? Zająć się czymś innym? Ilu twórców, tyle odpowiedzi. Dzisiaj spotkałam się z osobą, której metoda dosłownie mnie zastrzeliła. Bo ona, kiedy chwilowo nie ma pomysłów, po prostu idzie sobie… No właśnie - postrzelać. Z łuku i w stroju średniowiecznej białogłowy.

Artillo: Mówiłaś, że żyjesz sztuką. Czy tak było od zawsze?

Dom_Mokoszy: Odkąd pamiętam interesowałam się sztuką. Jako mała dziewczynka szperałam po półkach starszego brata, który jest artystą i oglądałam albumy z obrazami Salvadora Dali, Zdzisława Beksińskiego – te pamiętam najlepiej. Nasza mama, chyba jak każda mama w czasach PRL-u, szyła nam zabawki, ubrania, robiła czapki i szaliki na drutach. A gdy kończyłam szkołę podstawową i miałam wybierać dalszą drogę swojego życia, stwierdziłam, że nic innego nie wchodzi w grę – idę do plastyka. W liceum plastycznym w Koszalinie zdobyłam wiedzę, warsztat, zawód, a po skończeniu szkoły otrzymałam stypendium artystyczne Ministra Kultury i Sztuki. A potem studia polonistyczne, podyplomówka na ASP w Poznaniu... Sztuka była ze mną od zawsze.

początkowy etap pracy ceramika

Początkowy etap pracy artysty ceramika.

Artillo: Ceramika jest Twoją specjalnością, a co z innymi dziedzinami?

Dom_Mokoszy: W tej chwili zajmuję się przede wszystkim ceramiką, ale szkołę kończyłam pod kątem tkaniny – kontynuuję to szyjąc lalki szmaciane, dziergając zabawki szydełkowe. Poza tym zajmuję się fotografią i projektowaniem graficznym. A moją wielką pasją jest łucznictwo tradycyjne oraz kolekcjonowanie lalek. W Internecie jestem również rozpoznawalna w związku z projektem „Raj Lal”.

dom mokoszy i łucznictwo

łucznictwa ciąg dalszy

strzelanie z łuku

Strzelanie z łuku jako oryginalne antidotum na brak weny. Koniecznie w stroju średniowiecznym!

Artillo: Sporo tego. Skąd czerpiesz inspirację?

Dom_Mokoszy: Natura jest najlepszą inspiracją. Daje tyle wzorów, kolorów, że można z niej czerpać w nieskończoność. Poza tym bardzo lubię sięgać do dawnych twórców, dawnych kultur, a szczególnie folkloru i wierzeń Słowian. Historia sztuki była zawsze moim konikiem.

Artillo: Opowiedz, jak powstają Twoje ceramiczne dzieła.

Dom_Mokoszy: Często jest tak, że pomysł rodzi się sam, nagle, nieproszony wpada do głowy, staje się bardzo miłym gościem. Ja bardzo lubię spontaniczność w sztuce, przypadek, dzięki któremu często powstają rzeczy niepowtarzalne. Ale często jest też tak, że trzeba posiedzieć nad jakimś zamówieniem, zaprojektować, wymyślić coś ciekawego, oryginalnego, co się spodoba i klientowi, i mi. W ceramice najwięcej czasu pochłania czekanie. Proces powstawania ceramiki jest dość długi, ponieważ przedmioty najpierw muszą długo schnąć, następnie się je wypala w specjalnie przeznaczonym do tego piecu, później pokrywa się je szkliwem ceramicznym i ponownie wkłada do pieca. Jeden przedmiot powstaje więc od kilku dni do kilku tygodni – oczywiście im większa praca, tym dłuższy czas jej schnięcia. Ceramika uczy więc cierpliwości. Ale czekać warto.

Artillo: Gdzie lubisz pracować?

Dom_Mokoszy: Bardzo lubię tworzyć w swojej pracowni – spokój, duży stół, wszystkie potrzebne narzędzia. Lubię mieć wszystko pod ręką, co nie znaczy, że panuje u mnie porządek. Tzw. „artystyczny nieład” jest niestety moją domeną. Lubię tworzyć też w miejscach, gdzie spotykam ludzi, jak np. kawiarnia Kofi&Ti w Radzyniu Podlaskim. Tu prowadzę cykliczne warsztaty ceramiczne dla dzieci i dorosłych. Lubię wychodzić do ludzi, spotykać się z nimi, pokazywać, że sztuka to nie tylko muzea i galerie.

dom mokoszy podczas tworzenia

Wyroby ceramiczne powstają długo.

kształtowanie mokrej gliny

Najpierw należy ukształtować mokrą glinę.

dekorowanie mokrej gliny

Dekorowanie mokrej gliny wymaga wiele precyzji.

przedmiot przygotowany do wypalania

gotowy do wypalania

Przygotowany przedmiot wędruje do pieca, gdzie jest wypalany. Następnym etapem jest szkliwienie i ponowne wypalanie w piecu. Dopiero wtedy dzieło jest gotowe.

Artillo: Wspomniałaś, że zmieniłaś ostatnio miejsce zamieszkania. Czy zmiana otoczenia dostarcza dodatkowych inspiracji?

Dom_Mokoszy: Tak. Przeprowadziłam się z mężem i córeczką znad morza na Podlasie. A dokładniej na granicę Lubelszczyzny, Podlasia i Polesia. Jest to miejsce, gdzie krzyżują się kultury, jest mnóstwo wpływów wschodnich – nie ma nic bardziej inspirującego. Poza tym w Radzyniu Podlaskim, gdzie obecnie jesteśmy, jest przepiękny pałac Potockich, a w okolicy wiele magicznych miejsc. Lubię podróżować, zwiedzać, widzieć wciąż nowe krajobrazy za oknem. Poznawać ludzi i ich zwyczaje. Magia Podlasia zadziałała.

tworząca Dom mokoszy

Artillo: W takim razie pewnie nie ruszasz się z pracowni… Gdzie można spotkać Cię na co dzień?

Dom_Mokoszy: W tej chwili mieszkam na wsi i pracuję w domu, więc zawsze można do mnie wpaść na kawę. Najczęściej jednak można mnie spotkać na facebooku, a stąd już blisko do realnej rzeczywistości.

Artillo: Czy możesz powiedzieć, że pasja jest Twoją pracą, czy rękodzieło to raczej odskocznia od codzienności?

Dom_Mokoszy: Jestem plastykiem z wykształcenia. Poza tym to moja pasja, którą przekułam w pracę. Uważam, że to wielkie szczęście – móc żyć robiąc, to co się kocha. Od prawie dwóch lat prowadzę działalność gospodarczą.

Artillo: Czy w Twoim miejscu zamieszkania znajdują się miejsca szczególnie przyjazne twórcom handmade?

Dom_Mokoszy: Jestem tu od niedawna, więc jeszcze nie udało mi się wszystkich tych miejsc poznać, ale wszystko przede mną. Mam jednak świadomość, że tego typu rzeczy nie są pierwszą potrzebą ludzi tu mieszkających, który muszą borykać się z codziennymi problemami. Chyba naszym wspólnym marzeniem jest, aby rękodzieło stało się jednym z głównych źródeł, z jakich nasi rodacy pozyskiwaliby piękne i praktyczne przedmioty codziennego użytku.

Artillo: Niektórzy projektanci lubią pracować nad kilkoma produktami na raz, inni wolą skupić się na jednym. Jak jest u Ciebie?

Dom_Mokoszy: Przy ceramice konieczne jest robienie kilku przedmiotów jednocześnie, ponieważ praca nad jednym może trwać nawet kilka tygodni. Poza tym pracuję w kilku dziedzinach, więc w międzyczasie powstają również szydełkowe miśki, szmaciane lalki, projekty graficzne i fotografie.

Artillo: Który z wyrobów rękodzielniczych przysporzył Ci najwięcej radości, a który najwięcej zmartwień?

Dom_Mokoszy: To trudne pytanie. Cały czas się rozwijam, na każdym etapie mojego życia powstają nowe rzeczy – staram się nie oceniać tych wcześniejszych z perspektywy czasu, tylko być coraz lepszą w tym, co robię. Mogę jednak powiedzieć, że niedawno zrobiłam na zamówienie komplet dekorów ściennych inspirowanych kulturą orientalną i jestem z niego naprawdę dumna.

Artillo: Czy przyjaźnisz się z innymi twórcami handmade? Czy takie znajomości są wg Ciebie cenne i co dzięki nim zyskujesz, jako twórca i prywatnie?

Dom_Mokoszy: Z racji tego, że od wielu lat obracam się w kręgu twórców, artystów, rękodzielników, mam wielu znajomych w tych kręgach. Bardzo sobie cenię te znajomości, bo wymiana doświadczeń rozwija. Często mogę też liczyć na pomoc tych osób, na ich radę. A jeszcze jedną miłą rzeczą jest wymiana naszych wyrobów. Niestety są też ciemne strony tego „światka”. Jest dużo zawiści i niepotrzebnych kłótni np. o plagiaty. A rękodzieło często w swojej formie jest zbliżone, odwołuje się do jakichś ogólnych form, np. misie szydełkowe, miseczki ceramiczne, kolczyki sutaszowe. Często jest też tak, że bardzo zbliżone projekty rodzą się w dwóch różnych głowach, bo podświadomie odwołujemy się do tego, co dała nam przez wieki kultura i sztuka. Dużo jest też niezdrowej konkurencji – czyli np. osoby, które nie prowadzą działalności zaniżają ceny swoich produktów, ponieważ nie muszą płacić podatków, składek itp. Przez to rynek handmade w Polsce bardzo dużo traci. Odbiorcy nie patrzą na jakość, tylko na cenę, a to nie zawsze idzie w parze. Dla osób sprzedających po zaniżonych cenach nie jest ważne budowanie marki związanej z jakością, tylko po prostu sprzedanie za byle jaką cenę.

dzieci i hand made

malowanie farbkami
Czym skorupka za młodu…?

Artillo: Jesteś w Radzyniu „nowa”. Czy masz już tutaj znajomych, przyjaciół?

Dom_Mokoszy: Mimo tego, że jestem tu od niedawna, już mam grono bardzo fajnych znajomych. Moje przyjaciółki mieszkają daleko. Kiedy się spotkamy to zamkniemy się w pokoju, same, bez dzieci, bez mężów i przy świecach, i gorącej herbacie opowiemy sobie o tym, co się działo przez ten czas, gdy się nie widziałyśmy. Pomimo tego, że są telefony, serwisy społecznościowe, e-maile kontakt wirtualny nie zastąpi rozmowy w cztery oczy. A jak już się nagadamy, to zabiorę je do Radzynia na spacer po parku przy Pałacu Potockich, potem wsiądziemy w samochód i pojedziemy do Kozłówki zwiedzić Pałac Zamojskich i do miejscowości Jabłeczna zobaczyć monaster św. Onufrego.

hand made rodzinnie

Artillo: Rozumiem, że Twoja rodzina i przyjaciele rozumieją Twoją rękodzielniczą pasję… Włączają się jakoś w Twoje działania, czy tylko kibicują?

Dom_Mokoszy: Wychowałam się w rodzinie, w której sztuka była chlebem powszednim. Mój mąż, z zawodu złotnik, również ma duszę artysty. Wspieramy się nawzajem i duchowo, i w pracy – nie wyobrażam sobie związku bez tego. Poza tym i glina, i fotografia dają tyle radości każdemu, że nie sposób nie robić tego razem. Lepimy razem z nasza córką, razem strzelamy z łuku i razem podróżujemy.

ceramiczne cudo
 
Wychodzę z wrażeniem, że spotkałam osobę, której prywatność i zainteresowania niezwykle harmonijnie splotły się ze sferą zawodową. Bogini Mokosz na pewno ma ten dom w swojej opiece i mam nadzieję, że nigdy go nie opuści, abyśmy zawsze mogli cieszyć oczy ceramicznymi paterami i wzruszać się patrząc na urocze szydełkowe misie.

dom_mokoszy

dom_mokoszy

Polska, Rossosz