Strona główna Wywiady Wywiad z projektantką Strojnisia

Wywiad z projektantką Strojnisia

W żyjącym leniwym rytmem Słupsku, mieszka postać barwna jak egzotyczny motyl. Postać o wielu twarzach – nauczyciela akademickiego, muzyka i jubilera. A skoro jubiler, to muszą być ostre narzędzia i wysokie temperatury, a to wielkie zagrożenie dla palców przyciskających struny. Czy to da się pogodzić? Okazuje się, że tak. A jak – przeczytajcie sami.

Artillo: Wszystkie pomysły i projekty powstają w Twojej głowie? Wspierasz się jakimiś inspiracjami i źródłami?

Strojnisia: Przede wszystkim nie zajmuję się wykonywaniem biżuterii na co dzień. „Strojnisia” jest małym uzupełnieniem mojej codzienności, zatem pomysłów mam więcej niż czasu na ich realizację. Poszczególne prace tworzę zupełnie spontanicznie, bez planów, obrazków, rysunków. Czasem wychodzą idealnie, czasem zamiast pierścienia uda mi się spinka do włosów, ale lubię taki brak organizacji. Biżuterię wykonuję raczej w sezonie letnim, pojawiam się na niektórych jarmarkach sztuki ludowej i rękodzieła, a potem chowam narzędzia, zamykam warsztat. Lubię oglądać Pinterest i Etsy, gdzie ludzie chętniej dzielą się swoimi pomysłami i doświadczeniami. Spontanicznie odkrywają tajniki rzemiosła i zawsze można liczyć na ich pomoc. W Polsce rynek biżuterii jest hermetyczny i słabo rozwinięty. Wciąż mało tu polotu i innowacji, za to dużo gotowych form i półfabrykatów.

strojnisia w pracowni 

Delikatna biżuteria powstaje przy użyciu zupełnie niedelikatnych narzędzi.

Artillo: Zdarzają Ci się kryzysy twórcze?

Strojnisia: Nie mam takich kryzysów, nie tworzę nieustannie i jestem przekonana, że tylko taki sposób działania sprawia, że praca może być przyjemna. Pamiętam taki rok, kiedy wraz z mężem jeździliśmy na jarmarki co tydzień.

Artillo: Było ciężko?

Strojnisia: Mieliśmy opuchnięte ręce, pocięte palce i absolutny regres myśli i woli twórczej. Wtedy lepiej zatrudnić dwóch azjatyckich pracowników, a osobiście podpisywać tylko pudełka! Pośpiech i duży zysk są kuszące, ale „Strojnisi” raczej wielka popularność nie grozi.

strojnisia podczas pracy
Przedmioty znajdujące się w pracowni przypominają trochę średniowieczną komnatę tortur.

Artillo: Czy tutaj głównie powstają Twoje prace?

Strojnisia: Pracownię mam naprawdę niewielką, zajmuje trzy metry mojego korytarza. Długi stół, szlifierka, kilkanaście narzędzi, mnóstwo rozgardiaszu, zamętu, pudełeczek, pojemniczków, kurzu - histeryczny bałagan, którego nie potrafię posprzątać. Biżuterię pomaga mi czasem wykonywać mąż, więc dłubiemy tak coś do rana, albo do wieczora, w szlafroku i kapciach z wielokrotnymi przerwami na espresso, przewracanie płyty na drugą stronę, spacery wokół stawu, telefon do siostry i brata... Jednym słowem „miła domówka” !

strojnisia tworzy

„Strojnisia” w swojej 3-metrowej pracowni.

Artilo: Jakie miejsce w Twoim życiu zajmuje rękodzieło?

Strojnisia: „Strojnisia” jest przemiłym dodatkiem do mojego życia. W obecnym nadmiarze produkcji absolutnie wszystkiego i przez wszystkich, w Polsce rękodzieło musi długo jeszcze poczekać na swój dobry czas. Jarmarki są tego najlepszym przykładem. Kiedyś królowało tam rodzime rzemiosło, rodzinna manufaktura, starocie, książki, sztuka. Dziś, zamiast drewnianego kogutka i serwetki, wychodzisz z obieraczką do cytrusów i fotelem do masażu. Zmienili się organizatorzy, zmieniła się idea, zmienił się towar i gust, a najgorsze jest to, że nikomu to nie przeszkadza.

Artillo: Czy Twoim zdaniem poza naszym krajem jest lepiej?

Strojnisia: W tym roku wybieram się na krótki rekonesans rękodzieła do Szwecji. Jestem ogromnie ciekawa rezultatów i wrażeń. Pewnie też zawitam na Dominika do Gdańska, będę gościem Swołowa, Bydgoszczy może Węgorzewa.

strojnisia i jej kramik
„Strojnisia” jako żywa reklama własnych dzieł.

Artillo: Jak rozumiem rękodzieło traktujesz jako miły margines. A co zajmuje Ci większość czasu?

Strojnisia: Na co dzień funkcjonuję jako wykładowca wyższej uczelni. Jestem też skrzypaczką dwóch zespołów muzycznych Zgagafari i Mokosz oraz projektu Niski Szum. Prowadzę szereg warsztatów dla dzieci, nauczycieli i dorosłych, zajęcia artterapii, rytmiki i muzyki w szkole. Domy Kultury, unijne projekty, krótkie idee to moi finansowi przyjaciele. „Strojnisia” to wytchnienie, mała fanaberia.

Artillo: Czy w Twojej miejscowości znajdują się miejsca przyjazne twórcom handmade?

Strojnisia: Miasto Słupsk to straszny grajdoł, prowincjonalna duchota, raj sportowców i koszykarzy. Absolutnie nie polecam, mnóstwo osób stąd uciekło i ucieka nieustannie. Trzy lata temu próbowaliśmy stworzyć Centrum Sztuki i Innowacji Artystycznych Elemeledudki, dla dzieci. Było wspaniale: gałganki, szmatki, ceramika, filc, warsztaty, kramik, książki, niszowe wydawnictwa, koncerty, spotkania, ale kasy zbyt mało, by dało się żyć. Elemeledudki po dwóch latach działalności zwinęły skrzydła i śpią czekając na lepsze czasy. Może kiedyś, a może lepiej nie. Święty spokój to też duże szczęście. Blisko Słupska polecam jedynie Swołowo – malutki skansen z wielkim sercem, pomysłami i ludźmi o niebanalnych osobowościach. Kto nie był – zapraszam na letnią przygodę z Zagrodą Dziecięcą w każdą niedzielę lipca. Naprawdę warto wybrać się z dziećmi!

narzędzia pracy 

Biżuteria „Strojnisi” powstaje głównie z miedz i mosiądzu. Wykorzystuje ona również hemimorfity.

Artillo: Wiem, że niektórzy twórcy i projektanci pracują nad kilkoma przedmiotami na raz – czy też tak masz, czy wolisz skupić się na jednej pracy?

Strojnisia: Tworzę kilka rzeczy jednocześnie, bez pośpiechu i bez wielkich oczekiwań.

Artillo: Kiedy to się zaczęło? Od dawna zajmujesz się rękodziełem?

Strojnisia: „Strojnisię” mamy 8 lat, wciąż doskonalimy jej obraz, chociaż zawsze będę o niej myśleć wyłącznie w kategoriach rzemiosła, nigdy sztuki czy artyzmu. Dużo czasu poświęcam skrzypcom, muzyce elektronicznej, muzyce folkowej, tradycyjnej, pieśniom. Wciąż gram, jeżdżę na próby, czasem znajdę trochę czasu na kolejne kapcie lub kapelusz z filcu, skrobanie starej szafy... zabawę z kwiatami w ogrodzie.
 

podgrzewanie

rozgrzewanie metalu
Dopiero metal rozgrzany do wysokiej temperatury staje się miękki i łatwy do ukształtowania.

Artillo: Masz jakieś plany na najbliższy czas?

Strojnisia: Marzy mi się kilka nowych narzędzi jubilerskich, może jakiś lepszy sprzęt do grania. Chciałabym umieć grać na cymbałach polskich i szwedzkiej harfie klawiszowej, upleść altanę z wikliny, polubić gotowanie. Dobry koncert w Berlinie, Hamburgu, Pradze... jeszcze Szwajcaria. Spacer po kilku uliczkach, kawa, sklepy muzyczne, wystawa, port, zakupy na targu, flumarkach, ciastka z kremem, czyste ulice, porządek, ładna architektura, brak szyldów reklamowych...

Artillo: Sporo tego! Trochę a propos, czy możesz opowiedzieć nam jakąś zabawną historię związaną z podróżami i rękodziełem?

Strojnisia: Raz zdawało nam się, że uciekamy przed rosyjską mafią z jarmarku. To było naprawdę przerażające. Cały 3-dniowy utarg, potworne zmęczenie upałem, do domu 500 km, malutki pokoik gdzieś na Mazurach w gospodarstwie agroturystycznym, a w całym hoteliku tylko my i oni. Szybka decyzja, szybkie pakowanie i najwolniejsza podróż życia. Nie mogliśmy wyjechać z miasteczka, właściciel nie chciał oddać nam dowodów, mazurskie poplątane dróżki, pusty bak, brak stacji paliw, noc, nie mieliśmy siły prowadzić. Zmienialiśmy się co 10 minut za kierownicą! A to pewnie wcale nie była mafia!

Artillo: Czy przyjaźnisz się z innymi twórcami handmade?

Strojnisia: Oczywiście, tak to oczywiste. Ludzie są bardzo ważni.

Artillo: Praca nad projektami wymaga skupienia i poświęcenia. Jak radzisz sobie z presją czasu?

Strojnisia: Zawsze rezerwuję sobie bezpieczny termin. Nie lubię wykonywać prac na zamówienie. Presja nie jest dobrym sprzymierzeńcem. W takich stresujących sytuacjach mogę liczyć na pomoc męża. Jest niezawodny!

powstawanie biżuterii

tworzenie biżuterii

Młotkowanie, satynowanie, oksydowanie, przecieranie, rzeźbienie, lutowanie - takich m.in. czynności wymaga wykonanie ozdoby biżuteryjnej.

kwiaty we włosach

Kwiaty we włosach i włosy w kwiatach.

Artillo: A jakich masz innych sprzymierzeńców?

Strojnisia: Moja siostra nauczyła nas pierwszych kroków jubilerskich, mama z tatą zamieszkują nasze siedlisko podczas wyjazdów, brat zdradził nam sekrety profesjonalnego parzenia kawy i pomógł zbudować dom z pracownią, moje koleżanki i przyjaciółki reklamują „Strojnisię”, a portal „Artillo” zawsze miło się do nas uśmiecha … nic dodać nic ująć!

Tak zakończyło się moje spotkanie ze „Strojnisią”, okazjonalną rzemieślniczką, osobą multi utalentowaną, niekonwencjonalną. Podobno Słupsk to „grajdoł”, ale jeśli zamieszka w nim więcej osób „strojnisiopodobnych” to może to miasto nabierze bardziej metropolitalnego charakteru? Mnie odtąd będzie się kojarzyło z biżuterią wytwarzaną przez jedną z bardziej odjechanych osób, jakie udało mi się poznać.

strojnisia

strojnisia

Polska, Dębnica Kaszubska