Strona główna Wywiady Wywiad z projektantką Nielot
Wywiad z projektantką Nielot
Nielot. To słowo od razu wzbudza we mnie sympatię, ponieważ przedstawicielami tego gatunku są moi ulubieńcy – pingwiny. Tym razem, oprócz sympatii, czuję jeszcze wielkie zaciekawienie, ponieważ mam spotkać absolutny unikat – niepowtarzalnego, pojedynczego osobnika. To wielka gratka, bo nieloty występują zaledwie w ok. 40 gatunkach, a wygląda na to, że ja odkryłam całkiem nowy.
Ileż „wyrazów twarzy” można osiągnąć za pomocą zwykłych guzików.
Artillo: Skąd wzięło się rękodzieło w Twoim życiu?
Nielot: Wydaje mi się, że tworzenie i rękodzieło było ze mną od zawsze. Odkąd pamiętam cierpię na „syndrom niespokojnych rąk”, co oznacza, że ciągle muszę przy czymś dłubać. Wychowywałam się w magicznym miejscu - małej miejscowości położonej nad jeziorem, otoczonej polami i lasem. Kiedy leżałam na łące, wyplatałam lalki z trawy, kiedy siedziałam na plaży, lepiłam błotne węże. Dużo później, po liceum plastycznym i jakichś pierwszych studiach, odkryłam świat blogów z rękodziełem... i wiedziałam, że „też chcę”. I tak się stało.
Artillo: Czy ktoś z Twojej rodziny również zajmował się rękodziełem?
Nielot: Rękodziełem to może za dużo powiedziane, ale mama dorabiała jako krawcowa, wieczorami szyła piżamy (w dużych ilościach). Dzieciństwo kojarzy mi się z zasypianiem przy terkotaniu maszyny lub ze skrawkami pasiastych materiałów, z których szyłam ubranka dla lalek.
Uwaga wszystkie panie krawcowe! Możecie przekazać tajniki swojej sztuki niezwykle uzdolnionej uczennicy.
Artillo: Twój butik cechuje różnorodność – od biżuterii po zabawki edukacyjne dla najmłodszych. Co Cię inspiruje?
Nielot: Naprawdę wiele prostych, codziennych rzeczy po prostu mnie zachwyca. Inspiracje znajduję w porannej kawie wypijanej w pośpiechu (pewnie dlatego motyw kawowy jest stale obecny w moich aplikacjach), inspirują mnie czytane książki (nawet sama ich cicha obecność), ptaki przelatujące nad głową (bo ornitologia to jedna z moich największych życiowych pasji). Inspirują mnie uśmiechy ludzi mijanych na ulicach, czarny kot przebiegający drogę... Jednak największą inspiracją jest dla mnie kontakt z dziećmi w pracy. Wydaje mi się, że to dzięki nim w moich pracach jest tyle słoneczek, miśków, serduszek, chmurek, domków, pociągów. Praca z dzieciakami powoduje, że pomysłów na zabawki edukacyjne nigdy mi nie brakuje. Przy maluchach mam nieustanną potrzebę wykonywania nowych pomocy terapeutycznych.
Jeden z następców węża, którego w dzieciństwie Nielot wraz z siostrą i sąsiadami wyprowadzali na spacer.
Nielot z nieodłączną kawą.
Artillo: Co uważasz za swój największy atut jako twórcy?
Nielot: Chyba to, że potrafię zrobić „coś z niczego”. Poza tym rękodzieło wciąż daje mi dużo radości i myślę, że to po prostu widać.
Artillo: Miewasz kryzysy twórcze?
Nielot: Miewam, może nie często, ale za to regularnie. Odkładam wtedy wszystko, parzę dobrą kawę i rysuję. Zwykle, po odwiedzinach w świecie czarno-białych rysunków, jestem „bliżej siebie”, zaczynam tęsknić do szorstkości lnu i juty, a także do kolorów.
Rysunek jako sposób na ładowanie twórczych akumulatorów.
Rysunek już tuż tuż.
Bohaterami czarno-białych rysunków są przeróżne fantastyczne stwory.
Artillo: Czy zdarza Ci się pracować poza domem?
Nielot: Wychodzę z założenia, że każde miejsce jest dobre. Moje prace powstają wszędzie, nie ważne, czy jest to pokój w nowym mieszkaniu, w którym znajduje się wyłącznie chybotliwy stolik i piętra wypakowanych w pośpiechu książek, czy sala wykładowa na uczelni, czy choćby odrobina miejsca w zatłoczonym autobusie albo pociągu. Tworzę leżąc na łące, przysiadając na ławeczce w parku, tworzę zakopana w piasku na plaży, w kawiarenkach i w domach przyjaciół. Chyba wszystkich już z tym oswoiłam.
Czy kolorowe motyle na ścianie to też dzieło Nielota? Bardzo możliwe, że tak.
Wszystkie maleńkie detale muszą być bardzo precyzyjnie przyszyte.
Szare płótno jest doskonałym tłem dla bajecznie kolorowych postaci.
Las może służyć do spacerowania albo do rysowania.
Artillo: Która z prac najbardziej zapadła Ci w pamięci? Może wiąże się z nią jakaś ciekawa opowieść, którą chciałabyś się podzielić?
Nielot: Wąż! Zdecydowanie! Pamiętam, jak byłam małą dziewczynką, mama zamykała się przez kilka wieczorów w pokoju i zabraniała mi wchodzić - szykowała niespodziankę. Mocno działał na wyobraźnię dźwięk terkoczącej maszyny, ale to co zobaczyłam po otwarciu drzwi przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Czekała na mnie GAAAAAAAADZINA. Była długaśna! Pamiętam tą radość i dumę, kiedy razem z siostrą i czwórką sąsiadów wyprowadzaliśmy węża na spacer. Każdy musiał podtrzymywać kawałek. Teraz widzę tą samą radość na twarzach dzieciaków, kiedy na zajęciach grupowych to one przenoszą węża, którego dla nich uszyłam. Fantastyczne uczucie. To dlatego, ze wszystkich rzeczy uszytych przeze mnie zabawek, najbardziej lubię węże.
Artillo: Czy w Twojej miejscowości znajdują się miejsca szczególnie przyjazne twórcom rękodzieła? Bywasz w takich miejscach?
Nielot: Najbardziej przyjaznym miejscem jest moje mieszkanko. Oferuje stały dostęp do kawy oraz herbaty, wiele „przydasi”, ciepłą atmosferę, trochę przestrzeni, zapasowe szydełka, dwie maszyny do szycia i... Jeśli jednak miałabym odpowiedzieć poważnie, to będzie to dla mnie trudne. Nie potrafię wskazać takiego miejsca w tym mieście, a naprawdę się staram (śmiech). Pozytywne jest to, że od jakiegoś czasu mamy „przydasiowy” sklepik (Cuda Wianki), w którym można kupić prawie wszystko co jest potrzebne do twórczej pracy. Tam bywam. To miła odmiana, po wszystkich zakupach robionych przez Internet.
Artillo: Jaki preferujesz styl pracy? Skupiasz się na jednym produkcie, czy zdarza Ci się mieć zaczętych kilka prac jednocześnie?
Nielot: Z twórczością mam tak, jak z czytaniem książek. Nigdy nie kończy się na jednej. Tym mogę wytłumaczyć bałagan, który towarzyszy powstawaniu moich prac. Wszystko jest wszędzie, przy twórczej pracy jestem straszną bałaganiarą. Przedmioty porządkuję wyłącznie według kolorów (najlepiej w tęczę), a reszta to czyste szaleństwo. Odwiedziny moich przyjaciół, zastających mnie w czasie pracy, kończą się oskubywaniem ich z kłaczków i nitek.
Artillo: W jakie trzy miejsca w swoim najbliższym otoczeniu zabrałabyś dawno niewidzianą przyjaciółkę?
Nielot: Zabrałabym ją na spacer po parku w mieście, na kawę do Pauzy, i na Górę Chełmską bo to takie leśne, bliskie spacerkowe miejsce. Po drodze zamęczałabym ją recytowaniem wszystkich nazw mijanych roślin i ptaków. I znowu długo musiałaby ode mnie odpoczywać (śmiech).
Artillo: Jakie jest Twoje największe marzenie związane z rękodziełem?
Nielot: Chciałabym nauczyć się wszywać zamki! Poważnie, chciałabym znaleźć dla siebie warsztaty, na których mogłabym poznać troszkę więcej „techniki”. Marzy mi się jakieś spotkanie z cierpliwą krawcową.
Artillo: Chciałabyś dodać coś od siebie?
Nielot: Po prostu: dziękuję.
Oto cechy odkrytego przeze mnie Nielota: pomysłowy, staranny, sympatyczny, entuzjastyczny. Wychodzę zostawiając za sobą barwny świat niezwykłej fauny i flory, ozdabiającej niezliczone zakładki do książek, podkładki pod kubki, kolczyki, broszki, zabawki i mnóstwo innych przedmiotów, którymi można dodać uroku sobie albo swojemu domowi. Teraz już rozumiem, że nazwanie siebie Nielotem to była prowokacja tej artystki. Bo czy taką różnorodność mógłby stworzyć ktoś, kto nie jest lotny? Na pewno nie, a nazwa powstała po prostu z miłości do ornitologii.